O tym, że program Flipboard jest popularny wśród użytkowników systemu iOS wiadomo od dawna. Wpierw aplikacja do konsumowania treści internetowych, nastawiona na budowanie “mobilnej gazety”, z czasem rozrosła się dość mocno, przekształcając się w prawdziwy kombajn do przeglądania spersonalizowanych kanałów wiadomości.

Od premiery Samsunga Galaxy S III wiadomo było, że Flipboard zagości także na urządzeniach z Androidem. W zasadzie zagościł już jakiś czas temu, wpierw jako nieoficjalny plik APK “wydobyty” ze wspomnianego Galaxy, a potem jako oficjalna beta dostępna dla zainteresowanych. Od dziś jednak nie trzeba już kombinować ani wysilać się nawet w stopniu minimalnym: Flipboard pojawił się w Google Play. Na razie jako aplikacja przeznaczona głównie dla smartfonów, wersja dla tabletów jest w drodze.

Czym jest Flipboard? Krótko mówiąc: twórcy postawili sobie jeden, podstawowy cel. Jest nim dostarczenie użytkownikom najnowszych i najciekawszych informacji z kilku kategorii, wybranych spośród nie tylko najpopularniejszych, ale i najbardziej renomowanych źródeł. Pewnym problemem jest fakt, że w tym miejscu brak jest źródeł z naszego pięknego kraju… Jednak nie ma co się przejmować, bowiem dla przeciętnego użytkownika nie owe źródła są najważniejsze, tylko własne kanały, prywatne, dostosowane specjalnie pod każdego z nas.

Przede wszystkim Flipboard wspaniale współpracuje z Google’owskim czytnikiem RSS, Google Readerem. Od teraz, zamiast przeglądać wpisy na stronie w przeglądarce komputera czy smartfonu, tak samo beznadziejnie wyglądającej w obu przypadkach, można wyświetlić swoje ulubione źródła w formie interaktywnego magazynu. Każda informacja jest prezentowana niczym artykuł w czasopismie, a pomiędzy kolejnymi przechodzimy robiąc tytułowy “flip”, czyli przekręcając wirtualne karty z publikacjami. Program oczywiście można ustawić w taki sposób, by to, co już przeczytamy znikało z Google Readera, dlatego też każdorazowe wejście do aplikacji przynosi nam same nowości.

Ostatnimi czasy jednak mówi się coraz częściej, że RSS to format martwy. Że jego funkcjonalność przejęły serwisy społecznościowe typu Twitter, Facebook, Google+. Nie da się ukryć, że coś w tym jest, a wielką siłą owych portali jest nie tylko sama konsumpcja, ale także możliwość wzięcia udziału w konstruktywnej wymianie poglądów na temat przeczytanego artykułu (lub na temat jakości tekstu lub ilości zawartych literówek, haha). Stąd też Flipboard wzbogacono o możliwość integracji z najpopularniejszymi serwisami tego typu: wspomniany już Facebook, Google+, Twitter, ale także YouTube, LinkedIn, Instagram, Flickr, TumbIr, 500px, Sina Weibo i Renren.

Co to oznacza w praktyce? Otóż nieważne jak dziwnie to zabrzmi, nieważne, że zabrzmi to wręcz patetycznie, ale Flipboard stał się właśnie aplikacją DO WSZYSTKIEGO – w temacie konsumpcji treści i dzielenia się wrażeniami oczywiście. Bowiem przeglądanie statusów znajomych lub filmów w subskrypcjach stało się właśnie jeszcze prostsze i przyjemniejsze, niż bywało do tej pory. Nie zawaham się ani chwili przed powiedzeniem otwarcie: Flipboard w swojej najnowszej odsłonie (a przy okazji pierwszej dla systemu Android 2.2 wzwyż) bije swą urodą na głowę mocno przekształcony (na gorsze według mnie) ostatnimi czasy mobilny Google+. Nie zdziwię się także tym użytkownikom Facebooka, którzy zamiast do ślamazarnej, dedykowanej serwisowi aplikacji będą zaglądali do Flipboarda właśnie, i stamtąd nie tylko przeglądali, ale także komentowali i dzielili się z innymi najciekawszymi wpisami i statusami.

Równie wspaniale wygląda przeglądanie serwisu YouTube. Tu jednak z oryginalnej aplikacji na pewno nie zrezygnujemy, bowiem w razie chęci obejrzenia produkcji do niej rzecz jasna przekieruje nas program. Jednak samo przeglądanie może być we Flipboardzie o wiele przyjemniejsze.

Na uwagę zasługuje także mechanizm wyszukiwania zaimplementowany w aplikacji. Po kliknięciu tradycyjnej lupy i wpisaniu interesującej użytkownika frazy następuje… przeszukanie absolutnie wszystkich kanałów, z którymi Flipboard ma cokolwiek wspólnego, łącznie z tymi, których na co dzień nie używamy – to doskonały pretekst, by zacząć, jeśli wskazania serwisu dotychczas nam obcego pokażą ciekawe wyniki na interesujący nas temat. Dzięki temu przejrzymy wszystkie strony Facebooka i Google+, które z zapytaniem mają cokolwiek wspólnego; odnajdziemy oficjalne i fanowskie strony w serwisach takich jak Twitter i YouTube i tak dalej, i tak dalej… Przy tym moduł wyszukiwania jest imponująco szybki, jak na bezmiar treści, które musi przejrzeć. To robi wrażenie.

Nie zabrakło także widżetu pokazującego najnowsze wpisy dostępne od razu z poziomu pulpitu. Aplikacja bardzo przyjemnie jest animowana, obracanie stron może się podobać, jest jednocześnie ładne, ale i minimalistycznie przygotowane, zdecydowanie nie znajdziemy tu przerostu formy nad treścią. Odświeżanie kanałów jest równie udane, można to zrobić raz dla wszystkich, a można każdy z osobna, próbując przewrócić stronę w dół, zamiast do góry.

Używam Flipboard na iPadzie od paru miesięcy i aplikacja w zupełności zaspokaja moje wymagania co do przyjemności konsumpcji treści. Teraz jednak wersja tabletowa będzie wykorzystywana raczej od święta, bowiem smartfon z Androidem, w przeciwieństwie do tabletu, mam zawsze przy sobie, a Flipboard w swojej prawdziwie mobilnej wersji jest strzałem w dziesiątkę, z którym póki co najwięksi konkurenci (Feedly, Google Currents) po prostu nie mają się jak mierzyć. Polecam wszystkim, aplikacja jest darmowa.

900 KOMENTARZE

  1. Brakuje moim zdaniem lepszej filtrowania treści na Facebook. Wydaje mi się, że Flipboard nie czyta listy „wyciszonych” znajomych i pokazuje wszystko jak leci.
    Ale szczerze powiem, że jak do tej pory każdy tego typu program gościł u mnie nie dłużej niż kilka dni natomiast Flipboard jest MIODNY!!

Comments are closed.