Jak każdy doskonale wie, Android nie jest tak ściśle kontrolowany jak jego największy konkurent wśród mobilnych systemów operacyjnych. Stąd nie jest dziwnym, że wiele urządzeń z zielonym robotem na pokładzie, mimo oferowania często tych samych wersji systemu Android, wygląda zupełnie inaczej i oferuje kompletnie inne doznania jeśli chodzi o interfejs użytkownika.

Nie chodzi tu jednak o same nakładki na system. Google już przy okazji premiery Androida w wersij 3.0 Honeycomb pokazało, że planuje oddzielić od siebie system w wersji dla urządzeń mieszczących się w kieszeni, od systemów przeznaczonych dla nieco większych sprzętów. Wielu spodziewało się, że Android 4.0 będzie powrotem do unifikacji obu modeli – zarówno systemu dla smartfonów, jak i tabletów. Jednak z czasem okazało się, że tego typu jedność wyglądu i działania wcale nie jest zaletą, a raczej wadą. Stąd też najnowsza odsłona systemu Android – 4.1 Jellybean, wyposażona została w aż trzy różne interfejsy użytkownika, dla trzech odrębnych urządzeń.

Brzmi to dość drastycznie, wiem. Jednak cała różnica między interfejsami ogranicza się nie do potężnych zmian w wyglądzie czy innych, rzucających się w oko szczegółów. Chodzi tylko o to, by użytkownicy niezależnie od posiadanego urządzenia opartego o platformę Android zawsze mogli wykorzystać to urządzenie w stu procentach. Stąd też mamy wersję dla smartfonów, najbardziej klasyczną, najbardziej znaną, przystosowaną do obsługi jedną ręką, zminimalizowaną, pozbawioną zbędnych fajerwerków. Jest jednak także wersja dla urządzeń o przekątnej ekranu 7 cali. Początkowo, kilka dni po prezentacji Neksusa 7 wielu uważało, że tablet jest oparty o właśnie smartfonową wersję Androida, wszak nawet nie zmieniał orientacji na ekranie głównym przy przewracaniu go na bok. Jak się jednak okazało, jest to już odrębny interfejs użytkownika.

Przy siedmiu calach pokaźna część interfejsu została rozbudowana o dodatkowe motywy, których brakuje smartfonom. Ot, najlepszym przykładem jest sposób wyświetlania poczty e-mail lub wykorzystanie wysuwanego z boku wyświetlacza menu przy różnych aplikacjach. Jest to rzecz, której od tabletu się oczekuje.

Ostatnim interfejsem jest oczywiście ten przygotowany dla tabletów od dziesięciu cali wzwyż. Tu pojawiają się skojarzenia z Androidem Honeycomb, pojawiają się także dodatkowe widżety, możliwość pracy zarówno w trybach pionowym, jak i poziomym – jest pełen “efekt dużego ekranu”, a zarazem wciąż pozostajemy w Androidzie Jellybean, który oferuje jak na razie najbardziej płynne i intuicyjne korzystanie z dotykowego ekranu.

Na koniec warto wyjaśnić też kwestię różnic w interfejsach względem programów i aplikacji. Pewna część użytkowników taki sposób rozwiązania kwestii przez Google uzna pewnie za nienajlepszy, bowiem producenci będą musieli się znacznie bardziej wysilić, by przygotować aplikację dla zarówno smartfonów o różnych rozdzielczościach, jak i właśnie tabletów z ekranem 7 cali, gdzie występują już pewne różnice oraz tych z ekranem 10 cali, gdzie różnic jest jeszcze więcej.

Czyż jednak nie jest tak, że klasę producenta poznajemy właśnie po ilości urządzeń, na których jego aplikacja sprawnie funkcjonuje? Według mnie głosy, że rozbicie interfejsu na trzy różne to błąd, są przesadą. Nie wiem, jak inni, ale ja oczekuję od dewelopera, któremu przecież uczciwie za program płacę, by oferował mi jak najlepsze doznania, niezależnie od tego, czy aktualnie sięgam po smartfon do kieszeni, czy siedzę wygodnie w fotelu z tabletem na kolanach. A rozbicie intefejsu na trzy kategorie to wręcz pole do popisu dla sprawnych kreatorów mobilnych rozwiązań. Według mnie problemu nie ma – jest już sporo programów, które udowadniają, że jak się chce, to można przygotować wersję zarówno dobrą dla niewielkich ekranów, jak i sporych wyświetlaczy. Pamiętajmy, że u konkurencji się udało. Dlaczego ma się nie udać z Androidem?

409 KOMENTARZE

Comments are closed.