Firma LG od lat próbuje stać się największym konkurentem Samsunga na rynku smartfonów wyposażonych w system Android. Reputacja LG nie jest co prawda najlepsza, głównie przez kompletnie spapraną politykę dotyczącą kwestii aktualizacji urządzeń do nowszych wersji systemu operacyjnego. Jednak dzięki stale nieprzemijającym kłopotom HTC, drugiego największego producenta smartfonów z zielonym robotem oraz coraz ciekawszym urządzeniom, koreański LG rzeczywiście ma coraz większą szansę zająć miejsce tajwańczyków.
Zrządzeniem losu wpadł mi w ręce przedstawiciel nowej linii smartfonów LG, należących do serii oznaczonej literą L. Modelu L9, tradycyjnie zwany już jako Swift L9 lub też Optimus L9, można szukać także po nazwie kodowej: P760.
Specyfikacja czyli niezły ekran
Swift L9 to póki co najciekawsze, największe i jeśli chodzi o specyfikację to także najlepsze urządzenie z serii. Jest to prawdziwy kolos, zwłaszcza w rękach użytkownika, który dotychczas rzadko zapuszczał się w rejony opanowane przez smartfony o przekątnej ponad czterech cali. Tu przekątna wynosi cali aż 4.7, i zdecydowanie jest to sporo. Trzeba przyznać, że do sposobu ułożenia smartfona w ręce trzeba się przyzwyczaić, a pierwsze godziny zabawy to pasmo ciekawych spostrzeżeń, nawet takich w stylu: kurczę, będąc w ruchu, obciążonym torbami, wykonanie połączenia głosowego przy pomocy jedynie lewej dłoni jest zadaniem zaskakująco trudnym.
Co oczywiście nie znaczy, że ośmieliłbym się zaliczyć rozmiar L9 do wad urządzenia. Nie, przekątna zbliżona do pięciu cali to dziś zjawisko powszechne, do wielkości smartfona można się przyzwyczaić, a po jakimś czasie u niektórych użytkowników z pewnością pojawi się zdziwienie: jak mogliśmy używać kiedyś tak małych telefonów? Z kolei inni po prostu kupią sobie coś mniejszego.
Ekran na szczęście ma w miarę dobrze dopasowaną rozdzielczość. Jest to qHD, czyli wymiar 540×960 pikseli, co sprawia wrażenie przyzwoite. Pewnie, że nie jest to to samo, co HD w Galaxy Neksusie czy Neksusie 4, jednak pamiętajmy, że L9 zalicza się mimo wszystko do urządzeń klasy co najwyżej średniej. A taka przekątna, rozdzielczość oraz technologia, w jakiej ekran został wykonany – IPS – to wielkie zaskoczenie w smarfonie, którego bez problemu można zdobyć za mniej niż tysiąc złotych.
Podobnie udana jest reszta specyfikacji urządzenia, oczywiście w kontekście jego ceny. Smartfon pracuje na dwurdzeniowym procesorze o częstotliwości taktowania 1Ghz, ponadto wspomagany jest 1GB pamięci operacyjnej RAM. To całkiem sporo, w recenzowanym niedawno przeze mnie modelu HTC Desire X pamięci było o ¼ mniej, nie sposób też zauważyć, że L9 pracuje od wspomnianego już urządzenia z Tajwanu nieco szybciej.
Obudowa i jakość wykonania
Obudowa LG L9 to kawałek klasycznego plastiku, bez żadnych fajerwerków jeśli chodzi o wykonanie, natomiast może się podobać. Jest zwyczajnie ładna, dzięki pseudo-metalowym wstawkom na krawędziach zarówno dookoła przodu urządzenia, jak i z tyłu. Niestety trzeba uczciwie przyznać, że klapka, choć trzyma się pleców dzielnie dzięki licznym zatrzaskom strasznie skrzypi, zgrzyta, przypominając, że to jednak jest produkt ze średniej półki. Pod nią znajduje się bateria, która swobodnie wystarcza na jeden dzień pracy, a przy oszczędnym używaniu można osiągnąć półtora dnia, rzadko dwa. Z przodu natomiast, pod ekranem, znajdziemy dwa klawisze dotykowe – wstecz i menu oraz fizyczny guzik home. I tu mam spore wątpliwości, by w czasach, gdy każde nowe urządzenie jest już wydawane z Androidem co najmniej 4.0 Ice Cream Sandwich, wciąż powielać zastosowania znane z dawnych wersji systemu. Aby wywołać menu uruchomionych aplikacji należy ów home dłużej przytrzymać, co jest typowym powrotem do przeszłości. Bardzo żałuję, że LG nie zdecydowało się użyć tu nowszego ułożenia przycisków, odpowiedniego dla wersji systemu operacyjnego. Ale to moje zdanie, innym pewnie ten sposób nie będzie przeszkadzał.
Jeśli chodzi o obudowę, to warto wspomnieć jeszcze o trzech kwestiach. Po pierwsze: nie ma tu swobodnego, szybkiego dostępu do karty pamięci. By się do niej dostać należy nie tylko zdjąć tylną klapkę, ale także wyjąć baterię, bowiem karta jest zablokowana przez akumulator. Po drugie natomiast, mamy tu wielką ciekawostkę: producent dał przedni aparat, dzięki któremu można swobodnie wykonywać wideorozmowy, a nie dorzucił diody, która informowała by o nieodebranych połączeniach, wiadomościach czy e-mailach. Jako fanowi HTC zdecydowanie diody mi brakuje, każde sprawdzenie, czy nie ominęły mnie jakieś wydarzenia wymaga obudzenia smartfona i sprawdzenie informacji na ekranie blokady lub belce powiadomień. Trzecia kwestia jest podobna do drugiej – prócz diody zabrakło tu także czujnika światła, co jest trochę śmieszne w dzisiejszych czasach. Można ustawić widżetem jasność na najmocniejszą, średnią lub zerową, a szczegółowo to już trzeba się udać do menu ustawień i przesuwać paskiem jasności. Dziwny i niezrozumiały brak takiej zdawałoby się, podstawowej funkcji w urządzeniu, którego największym atutem i głównym powodem do zakupu dla klientów jest właśnie ekran.
A jak w kwestii software?
Podobnie jak jakość obudowy wygląda interfejs, zwany Optimus User Interface 3.0. W pierwszej chwili wydaje się być interfejsem szybkim, jednak okazuje się, że LG L9 jest szybki dopiero gdy sobie odpowiednio poukłada procesy, pokolejkuje zadania, zwalczy znane i niestety dość typowe dla Androida lagi. W codziennym użytkowaniu nakładka sprawia wrażenie raczej pozytywne, jest kilka dobronostek, szczegółów, które potrafią umilić życie posiadaczowi tego modelu. Ot, chociażby belka powiadomień wzbogacona o skróty do niektórych funkcji urządzenia. Co więcej, te skróty można zdefiniować samodzielnie, nie są narzucone raz na zawsze.
Fani minimalizmu będą zachwyceni faktem, że LG Swift L9 pozwala mieć nawet zaledwie jeden pulpit wypełniony skrótami i widżetami. Z kolei maksymalna ilość pulpitów to 7, klasycznie już dla wszelkich nakładek na Androida. W kwestii softu warto wspomnieć też o klawiaturze typu Swype, w jaką producent wyposażył swoje urządzenie. Nazywa się Shape i spisuje się bardzo dobrze. Ośmielę się nawet stwierdzić, że godnie Swype’a zastępuje – zatem w tym modelu wcale nie ma konieczności sięgania po ogólnodostępną betę znanej klawiatury, LG się spisało i ich rozwiązanie daje radę.
Niestety trzeba wymienić także minusy. Nie jest ich dużo, jednak jeden jest irytujący szczególnie: zła optymalizacja własnych widżetów względem interfejsu. Otóż LG dodało kilka widżetów, jak wszyscy producenci to robią. Jest między innymi bardzo przydatny, przez wielu z nas używany widżet zegara połączony z pogodą. I bardzo ładnie się animuje po odświeżeniu, pada śnieg lub błyszczy słońce – jednak w momencie, gdy trwa owa animacja, urządzenie traci ogromną ilość zasobów. Skąd wiem, że ogromną? Bo od razu zwalnia, przesuwanie pulpitów staje się równie szybkie i płynne, jak w smartfonie sprzed lat w dodatku zarzuconym zbędnym oprogramowaniem. To bardzo irytujący błąd i muszę przyznać, że pokazuje on tę właśnie stronę LG, z której wielu nas producenta zna i która wzbudza nasz niepokój: brak pełnego dopracowania swojego produktu. Ich własny widżet powoduje spowolnienie smartfona – no szczyt wszystkiego po prostu.
Na marginesie wspomnę także o kwestii aktualizacji. Oczywiście nie poważnej, do nowszej wersji systemu, ale takiej klasycznej, poprawiającej parę drobiazgów. Przez nieco ponad tydzień zabawy z LG L9 dwa razy trafiła mi się aktualizacja. Za pierwszym razem przebiegła sprawnie, za drugim natomiast zatrzymała się w okolicach 14% postępu, po czym smartfon zaświecił mi w oczy dramatycznym tekstem: ERROR, zresetował się… i na szczęście uruchomił bez problemu. Dzień później znowu smartfon informował o updacie, znowu go pobrałem, i znowu obejrzałem napis: ERROR. Ale to tak, na marginesie – grunt, że ten ERROR nie zniszczył aktualnej wersji oprogramowania… za którymś razem producent pewnie się ogarnie.
Coś więcej?
Swift L9 na szczęście ma też pewne zalety. Do najciekawszych z nich zaliczę z pewnością dwie aplikacje, jakie producent nam dorzuca. Pierwsza z nich to Quick Translator, bardzo udany tłumacz wykorzystujący aparat fotograficzny. Po uruchomieniu należy wybrać słownik, a potem ustawić czy chcemy tłumaczyć słowo, linię tekstu czy cały akapit. Następnie wycelować smartfon w kierunku tekstu… i już, gotowe. Aplikacja bardzo szybko reaguje na to, co “widzi” obiektywem aparatu i bez dodatkowych czynności ze strony użytkownika dokonuje tłumaczenia, bezpośrednio na ekranie. Spodziewam się, że dla wielu użytkowników może to być bardzo przydatny program.
Drugą aplikacja, jaką podarował nam LG wraz z modelem Swift L9 to coś z zupełnie innej beczki. Nazywa się Quick Memo i jest skromną, ale bardzo przyjemną i całkiem funkcjonalną kopią samsungowego wykorzystania rysika S Pen. Po uruchomieniu programu, na przykład z belki powiadomień, możemy robić notatki lub rysować bezpośrednio na tym, co widać na wyświetlaczu urządzenia. Rysujemy palcem, tak więc jest powód, by do smartfona dokupić we własnym zakresie rysik – zabawa bowiem jest przednia, a i czasem można w ten sposób zanotować coś naprawdę pilnego, bowiem w każdej chwili można obraz wyświetlany na ekranie zamienić w klasyczne żółte tło notatnika. Dodam jeszcze, że Quick Memo można uruchomić praktycznie zawsze, obojętnie czy jesteśmy w galerii zdjęć czy akurat gramy w grę – wystarczy przycisnąć jednocześnie oba klawisze głośności. Na marginesie – Swift L9 dzięki swoim wnętrznościom całkiem znośnie spisuje się jako przenośna konsola do gier – dla przykładu Shadowgun działają bardzo płynnie.
Multimedia
W kwestii multimediów chciałoby się powiedzieć: jest bardzo typowo, bez specjalnych powodów do dumy, nie ma się też jednak czego wstydzić. Pięciomegapikselowy apart robi zdjęcia przyzwoite, choć uczciwość każe przyznać, że tańszy HTC One V czy w podobnej cenie HTC Desire X robią fotki nieco lepsze. W przeciwieństwie jednak do wspomnianego X’a LG Swift L9 potrafi kręcić wideo w jakości HD Ready i Full HD – jest to godne odnotowania, ale też trzeba przyznać, że jakość tego wideo niestety nie zachwyca. Udane klipy nagramy przeważnie w świetle dnia, gdy jest jasno, i najlepiej na zewnątrz.
Nieco lepiej jest w kwestii filmów odtwarzanych. Ekran o rozdzielczości qHD i przekątnej 4.7 cala zdecydowanie nadaje się do oglądania klipów, czy to online czy skopiowanych do urządzenia. Tu dodam, że należy koniecznie zaopatrzyć się w kartę microSD, bowiem LG dużo miejsca na multimedia nie zostawiło, ale to raczej oczywistość. Jeśli chodzi o kodeki, jest ich zdecydowanie przyzwoita ilość, ponadto pamiętajmy, że w Google Play znajdziemy aplikacje, które otworzą te filmy, z jakimi Swift L9 rady sobie nie da.
Muzyka na tym smartfonie nie brzmi jakoś imponująco, ale na przenośny odtwarzacz mp3 Swift L9 się nadaje, tylko prawdziwi melomani będą narzekać. Większości z nas taka jakość wystarczy, szczególnie gdy muzyki słuchamy w ruchu, w autobusach czy zatłoczonych centrach miast, po drodze do pracy czy szkoły – gdy dookoła i tak panuje spory szum wpływający na ostateczny odbiór jakości dźwięku. Koniecznie jednak należy zaopatrzyć się we własne słuchawki, bo te dorzucone od LG to klasyczna taniocha, raczej do rozmów głosowych niż słuchania dźwięków.
Podsumowując
Jak widać wymieniłem tu całkiem sporo wad, choć i zalet nie brakuje. I tak właśnie opisałbym Swifta L9 – jako sprzęt bardzo przeciętny, średni, który w wielu miejscach miewa braki, ale w innych zaskakuje pomysłowością i przyjemnością w użytkowaniu. Przede wszystkim mowa jest o smartfonie z bardzo dużym ekranem – więc na pierwszym miejscu należy pamiętać o tym, że to dobry ekran, z przyzwoitą rozdzielczością i wykonany w niezłej technologii. Nie jest to po prostu parametr dużej przekątnej – ekran naprawdę jest w porządku.
Zdecydowanie polecę ten model fanom oglądania na smartfonie przeróżnych filmów czy fotografii, także fanom przeglądania internetu – ekran nadaje się rewelacyjnie także do tej czynności, a procesor i 1GB pamięci RAM sprawiają, że zarówno przeglądarka systemowa, jak i wbudowany Google Chrome odwalają kawał dobrej roboty. Jest szybko, jest sprawnie, czasem tylko okazjonalny lag… Pamiętajmy także o aplikacji, czy też wręcz usłudze Quick Memo, która dodaje temu średniakowi klasy, wydobywając ze smartfonu nieco więcej, niż jesteśmy przyzwyczajeni. Swoją drogą ciekawe, czy to będzie stały trend, który nastanie po sukcesie Samsunga, Galaxy Note i S Pena?
Nie polecę Swifta L9 natomiast fanom dobrej jakości dźwięku – bo się rozczarują. Dźwięk jest tylko znośny, melomani niech od tego smartfona trzymają się z daleka. Tak samo zresztą wszyscy ci, którzy nie lubią gigantycznych urządzeń – LG jest naprawdę duży, trzeba się nauczyć i przyzwyczaić obsługiwać tak spory smartfon jedną ręką lub wspomnagać się drugą, co jednak nie zawsze jest możliwe.
Obiektywnie patrząc, muszę jednak przyznać, że w Swifcie L9 ilość plusów przeważa nad minusami. To kawałek co prawda nie doskonałego czy przełomowego, ale zdecydowanie udanego sprzętu, dzielnie atakujący klasę średnią i myślę, że mający spore szanse stać się w tej klasie hitem. Stosunek jakości do ceny prezentuje się okazale, i tak, jak dzięki HTC Desire X wielu z nas mogło poczuć smak dwóch rdzeni i wspaniełego ekranu Super LCD2, tak dzięki LG w podobnej cenie można wejść w posiadanie nie mniej szybkiego i wydajnego smartfona z ekranem typu IPS, w której to kategorii LG póki co rządzi. Sam palmę pierwszeństwa przyznaję właśnie koreańczykom i Swiftowi L9, teraz jeszcze bym sobie życzył, by producent zadbał o klientów i przygotował dla tego smartfona aktualizację do Androida 4.1 Jelly Bean – to już była by pełnia szczęścia.
Comments are closed.