Gdy w maju tego roku po raz pierwszy usłyszałem o modelu Desire C, wstępnie określiłem go jako “wyrzutka w rodzinie”. Parametry urządzenia zdecydowanie nie pasowały do rodziny Desire, która do tego czasu prezentowała same dopracowane urządzenia kojarzące się zdecydowanie z wyższymi półkami. Czego jednak się mogłem spodziewać po smartfonie, który w roku 2012 zostaje wyposażony w system operacyjny Android 4.0 Ice Cream Sandwich, a jednocześnie w przestarzały procesor o częstotliwości taktowania zaledwie 600Mhz i tylko 512MB pamięci RAM? Wszak już rok wcześniej mieliśmy model HTC Wildfire S, właśnie z takimi parametrami. Jasno pokazywał on, że urządzenie oparte o system Android 2.3 Gingerbread domagało się nieco więcej mocy. Czy nowsza wersja systemu operacyjnego działa sprawniej?

Okazuje się, że… tak. HTC Desire C wcale nie jest taki słaby, za jakiego ośmieliłem się go uważać. Pewnie, że nikt przy zdrowych zmysłach demonem prędkości go nie nazwie, jednak sprawuje się o wiele lepiej, niż się spodziewałem.

Wygląd i wykonanie
Urządzenie nieźle wpisuje się w estetykę modeli zaprezentowanych przez HTC w roku 2012. Zaokrąglone rogi, trzy dotykowe przyciski pod wyświetlaczem, odpowiadające nowym funkcjom systemu Android w wersji 4.0. Smartfon jest bardzo mały, zwłaszcza jak na model z nieco większym ekranem od swoich naturalnych poprzedników: Wildfire i Wildfire S. HTC Desire C bowiem ma ekran o przekątnej nie 3.2 cala, ale 3.5. Rozdzielczość to jednak wciąż stare, dobre HVGA (320×480 pikseli), a sama technologia, w której wyświetlacz zostały wykonany to niestety tylko TFT LCD.

Jak przystało na renomę, którą wypracował sobie tajwański producent, HTC Desire C świetnie leży w dłoni. Wykonany w całości z plastiku jest doskonale spasowany, nic w nim nie trzeszczy, nic nie skrzypi, co jest zasługą specyficznego sposobu zamykania tylnej klapki. Metoda jest taka sama, jak we wspomnianym już modelu Wildfire S – klapka delikatnie zachodzi na dolną krawędź smartfona, co powoduje, że trzyma się mocno i pewnie.

Po zdjęciu owej klapki oczom użytkownika ukazuje się przepiękne, czerwone wnętrze urządzenia. Tak, jak HTC Gratia wewnątrz był żółty, tak Desire C prezentuje czerwień. Robi to doskonałe wrażenie, zwłaszcza po zamontowaniu równie czerwonej baterii. Kartę SIM (klasyczną SIM, nie w wersji micro) montuje się pod baterią, ale na szczęście kartę microSD już nie w tym miejscu. Wkłada się ją z boku urządzenia. Co prawda do wykonania tej czynności wciąż konieczne jest zdjęcie klapki, ale już nie wyjmowanie baterii.

Co z tym procesorem?
Pierwsze uruchomienie urządzenia wcale nie dawało wielkiej nadziei na pozytywne zaskoczenie. Tak długo włączającego się smartfona z Androidem jeszcze nie posiadałem, po prostu pobite zostały wszelkie rekordy, całość trwała grubo ponad 2 minuty. Po wstępnej konfiguracji, włączeniu synchronizacji konta Google, Dropbox i Facebook wreszcie mogłem zobaczyć system.

I tu pojawił się pierwszy uśmiech. HTC Desire C, gdy już łaskawie załadował system operacyjny, okazał się być zaskakująco szybkim urządzeniem, które swojego bezpośredniego przodka – Wildfire S – zostawia daleko w tyle. Nie zrozumcie mnie źle – to nie jest smartfon z wysokiej półki, topowy model, nic z tych rzeczy. Ośmielę się jednak stwierdzić, że każdy, kto korzystał z urządzeń takich jak HTC Wildfire, Wildfire S, Samsung Galaxy Gio czy inne wariacje z korei w stylu Mini, ewentualnie Sony Xperia 8 – wszyscy powinni bez problemu zauważyć jak dobra jest optymalizacja Desire C. Podczas codziennego korzystania ze smartfona praktycznie wcale nie czuć tych śmiesznych sześciuset megaherców, praca jest bezproblemowa i sprawna. Spowolnienia zaczynają się dopiero wtedy, gdy każemy Desire C wykonywać coś bardziej zaawansowanego. Od przeglądania stron w wersji www, przez korzystanie i poruszanie się po Google Play, do zabawy z licznymi androidowymi aplikacjami, “zjadającymi” bez krępacji i ze smakiem zasoby smartfona.

System i nakładka
Android 4.0 Ice Cream Sandwich został wspomożony nakładką tajwańskiego producenta, HTC Sense w wersji oznaczonej cyfrą 4. I nakładka ta spisuje się doskonale, oferując te same funkcje, które dostępne są w nieco droższym i znacznie lepszym modelu HTC One V. Mamy sporo widżetów dodanych od HTC, jest znany i lubiany ekran blokady, z którego można wywoływać określone funkcje. Niestety podobnie jak w One V tych funkcji nie można definiować niezależnie – zawsze będą to cztery aplikacje, jakie posiadamy włączone na głównej belce urządzenia.

Do dyspozycji oddano tylko pięć pulpitów. Widoku zwanego kiedyś “helicopter view” zabrakło, także wszystkich pulpitów jednocześnie podglądać się nie da. HTC w swojej nakładce próbuje połączyć to, co każdy z nas zna z poprzednich wersji systemu z nowościami w lodowej kanapce: niby mamy trzy przyciski pod ekranem i w miarę nową wersję systemu operacyjnego, ale z drugiej strony sporo funkcji pozostało takimi, jak je HTC wypracował przez lata. Dodawać widżety można przytrzymując palec na ekranie, aplikacjami nie posiadającymi przyciska “menu” można zarządzać przez dłuższe przytrzymanie klawisza odpowiedzialnego za wywołanie listy aktualnie pracujących programów… Krótko mówiąc: obsługa jest niezwykle intuicyjna, fani nakładki tajwańskiego producenta powinni być zadowoleni, a wielbicielom rozwiązań konkurencji także jedność interfejsu, układ i przejrzystość powinna sie spodobać.

Multimedia i zabawa
W kwestii multimediów Desire C nieco odchodzi od tego, co oferował jego poprzednik. Zupełnie nie wiedzieć czemu producent nie dodał diody LED, która pomagałaby oświetlić fotografowane obiekty, nie wspominając już o niezwykle przydatnej funkcji latarki. Z drugiej jednak strony nowy “maluch” HTC wyposażony jest w technologię Beats Audio, co niektórym fanom muzyki może nieco pomóc w delektowaniu się swoim hobby.

Tu warto dodać, że jako odtwarzacz muzyczny urządzenie sprawuje się znośnie. Warto jednak wyposażyć je w kartę pamięci. Desire C nie posiada zbyt dużo wolnego miejsca (nieco ponad 1 GB), zatem dodatkowy plac na multimedia zdecydowanie się przyda. Jeśli natomiast chodzi o aparat fotograficzny, to… cóż, pewnie, że zdjęcia robić potrafi. Pięć megapikseli przy dużej ilości dobrej woli ze strony użytkownika może się okazać jakością wystarczającą, jednak fotki robione na szybko, w ruchu, nie zachwycają. Raczej dobre do wysłania jako MMS, ewentualnie pochwalenia się na Facebooku. Do poważniejszych zadań lepiej wziąć coś lepszego. Niestety trzeba też jasno powiedzieć, że o dźwięku w HTC Desire C można wypowiadać się pozytywnie tylko i wyłącznie myśląc o wykorzystaniu słuchawek. Głośnik wbudowany w urządzenie nadaje się jedynie do sygnalizowania przychodzących połączeń czy innych powiadomień – jego wykorzystanie do słuchania muzyki czy oglądania wideo (np. YouTube) to porażka na całej linii.

Oczywiście na urządzeniu z takimi parametrami można zapomnieć o większości gier, szczególnie tych 3D. W testowanym przeze mnie egzemplarzu jednak gra była, w zasadzie jej demo. Tytuł nazywa się “Asphalt 6: Adrenaline”, co jest bardzo podejrzane. Sytuacja szybko się jednak wyjaśnia – jest to wesja napisna w starej, dobrej technologii JAVA, a nie ta znana z mocniejszych Androidów i iPhone’a…

Codzienność z HTC Desire C, czyli podsumowanie
HTC to producent, który ma ogromne kłopoty finansowe. Można by się pokusić o przedstawienie sporej ilości tez mówiących o powodach tej sytuacji, począwszy od braku pomysłów na nowe urządzenia (od 2010 do 2012 praktycznie zero nowatorskich rozwiązań), można by też powiedzieć, że sprawa aktualizowania urządzeń do kolejnych wersji Androida jest dla użytkowników znacznie ważniejsza, niż tajwańskiemu producentowi się wydaje.

Niezależnie od tego jedno trzeba HTC przyznać: dopracowany interfejs użytkownika. Osobiście od wydania Androida Ice Cream Sandwich jestem zwolennikiem “gołego” systemu i interfejsu Holo, nakładkom staram się mówić stanowsze “nie”. Gdy jednak mam wybierać urządzenie, które nie jest Neksusem, zawsze najserdeczniej myślę o HTC właśnie. Chodzi nie tylko o szybkość interfejsu, ale także o jego funkcjonalność. HTC Sense jest powiązane z Facebookiem, posiada genialny dialer i wbudowane na stałe, świetne widżety od producenta, wliczając w to aktualną pogodę bez konieczności zaglądania do Google Play. Jest wspaniały widżet kalendarza w formie klasycznej, ruchomej agendy, nie brakuje integracji z zadaniami, także tymi od Google, co znowu pozwala oszczędzić na dodatkowych programach… Takich przykładów jest więcej, można używać smartfona płynnie, bez gorączkowego przeszukiwania sklepu z aplikacjami w celu odnalezienia dobrego widżetu.

HTC też jako pierwszy producent rozpowszechniło w świecie Androida proste, ale genialne zastosowania urządzenia, implementując je także w najtańszych modelach. Już nie chodzi tylko o możliwość wyciszenia dzwonka po odwróceniu smartfona ekranem ku dołowi. Nie chodzi także tylko o natychmiastowe przyciszenie dzwonka, gdy urządzenie poczuje, że wzięliśmy je do ręki – po co dalej się wydzierać, skoro użytkownik już się zabiera do odebrania rozmowy? Wspaniałym pomysłem jest także uruchamianie wibracji nawet wtedy, gdy domyślnie je wyłączyliśmy, lecz smartfon znajduje się na przykład w kieszeni. Na wszelki wypadek będzie wibrował, gdybyśmy dźwięku dzwonka nie słyszeli… Już nie raz ta funkcja pozwoliła mi odebrać ważną rozmowę na przykład podczas podróży autobusem, w którym hałas był tak wielki, że o usłyszeniu dzwonienia przy telefonie włożonym do kieszeni nie ma co marzyć. To dopracowanie szczegółów tym bardziej powoduje, że o modelu Desire C myślę pozytywnie. Nie każdy potrzebuje czterordzeniowego flagowca, z ogromnym ekranem, który jak ma baterię wytrzymującą dobę, to można mówić o sukcesie. Niektórzy po prostu pragną łączności ze światem, w miarę szybkiego dostępu do sieci, integracji swojego urządzenia z portalami społecznościowymi i świetnych, dopracowanych szczegółów, które odstawiają słabą specyfikację na bok. I dla nich właśnie przeznaczony jest HTC Desire C, którego z czystym sumieniem polecam. To zdecydowanie udany kawałek sprzętu, który mnie pozytywnie zaskoczył i którego używałem z prawdziwą przyjemnością.

Comments are closed.