Gdy w roku 2009 HTC prezentowało model Hero, większość fanów szeroko rozumianych urządzeń mobilnych wpadła w zachwyt – interfejs Sense okazał się bowiem strzałem w dziesiątkę. Telefon zyskał bardzo dużo w kwestii nie tylko funkcjonalności, co po prostu stał się przyjemniejszy w użytkowaniu – bo zwyczajnie ładniejszy. Android w swoich pierwszych wersjach był bowiem dość toporny jeśli chodzi o urodę, żeby nie powiedzieć wręcz: był brzydki. Jak pamiętamy, dopiero wersja 4.0 Ice Cream Sandwich zaczęła robić z tym porządek.

W ślad za HTC poszli kolejni producenci. I tak przyzwyczailiśmy się do obecność TouchWiz na urządzeniach Samsunga, Timescape na Sony Ericssonach, Motoblur u Motoroli czy Optimus w przypadku LG. Nakładek przybywało; nie dość, że po czasie dołączali kolejni producenci urządzeń (np. Huawei z interfejsem Emotional), to jeszcze w pewnym momencie Android Market, a później Google Play zostały zalane przeróżnymi “launcherami”, czyli kolejnymi nakładkami na system operacyjny Google Android. Możliwość dowolnej personalizacji stała się faktem, a fani zielonego robota dostali kolejny argument do przepychanek z jednostajnymi iOS i Windows Phone.

HTC-One

Jednak nakładki producentów w pewnym momencie swojej kariery zaczęły być postrzegane jako zło, coś nieprzyjemnego, coś co zabiera, zamiast dawać. Mimo że kolejne wersje interfejsów zazwyczaj wyprzedzały “gołego” Androida, wielu użytkowników uznało, że to właśnie nakładki są odpowiedzialne za opóźnione aktualizacje systemu operacyjnego czy wręcz ich brak. Oczywiście takie postawienie sprawy nie wzięło się znikąd – faktem jest, że nowa wersja systemu operacyjnego powinna uwzględniać to, co przyniosła poprzednia, plus nowości. Zatem trudno oczekiwać, by dowolny Samsung po aktualizacji pozbawiony był ciekawostek, jakie daje TouchWiz, prawda? Trzeba by zatem nad nową wersją dodatkowo popracować.

Otóż według mnie obecność nakładki na system operacyjny nie ma absolutnie nic wspólnego z brakiem aktualizacji. Takowy bowiem wynika tylko i wyłącznie z polityki oraz zaangażowania producenta, który – jak dobrze wiemy – często wolałby sprzedać nowsze urządzenie, niż pracować (w sensie: wydać kasę) nad starym, które może wcale nie przyniosło mu specjalnie dużych profitów (np. telefony z niskiej i średniej półki). Dlatego nakładek coraz bardziej nie lubimy, a przecież…

…a przecież w dawnych czasach, czyli gdzieś około roku 2009, gdy powstawał wspomniany już model HTC Hero, obecność interfejsu producenta na urządzeniu wyposażonym w Androida miała swój cel, była spowodowana pewną koniecznością, która nazywa się bardzo klasycznie: walką z konkurencją.

Jeżeli “goły” Android był brzydki, oczywistym było, że warto go upiększyć. HTC dokonało wspaniałych rzeczy, ma wielkie osiągnięcia w upiększaniu Androida, a ich widżety (szczególnie zegar z pogodynką) kopiowane są przez dziesiątki, jak nie setki programistów próbujących swoich sił w Google Play. Tak samo w kwestii funkcjonalności: jeśli przełączanie między sieciami, uruchamianie pewnych usług czy wykonywanie innych – zdawałoby się, że prostych czynności wymaga od użytkownika wejścia do menu aplikacji, odszukania ikony ustawień, a następnie przeszukania ich celem odnalezienia interesującej nas funkcji – należy to naprawić, ukrócić. Na przykład dorzucić szybkie przełączanie już na belce albo kilka sprytnych widżetów dzięki którym jednym kliknięciem efekt jest osiągnięty. Takim tropem szedł Samsung i LG. Z czasem dołączyli do nich kolejni producenci, a wreszcie nawet Google, które po ostatniej aktualizacji (4.2.2) do belki ustawień dorzuciło nie tylko skrót do między innymi Bluetooth i WiFi, ale i możliwość ich szybkiego włączenia/wyłączenia.

Blink-Feed-01

Patrząc dziś na interfejs najnowszego flagowca od HTC, nazwanego krótko: One, czuję się niemal jak przed laty, gdy pierwszy raz widziałem legendarnego już… nie, nie Legend, ale znowu Hero. “The new Sense”, które i tak przez praktycznie wszystkie serwisy zostało z miejsca nazwanym “Sense 5” skupia się bowiem właśnie na rozbudowaniu funkcjonalności o kolejne duże kroki. Ludzie z HTC odważnie poszli do przodu, bacznie obserwując w jakim kierunku zmierza codzienne, typowe użytkowanie smartfona. Znowu mam wrażenie, że nakładka nie jest balastem, co odczuwałem przez dość długi czas i zniechęcony sięgnąłem po Neksusa by obcować z “gołym” Androidem. Tutaj nakładka ma wielkie znaczenie, i według mnie będzie takim samym plusem urządzenia i powodem do jego zakupu, jak najnowszy Snapdragon 600 wewnątrz czy soft HTC Zoe.

Po odblokowaniu ekranu oczom użytkownika nie ukazuje się wcale klasyczny plupit, ale coś zupełnie nowego, coś, co wywoła uśmiech na twarzach fanów Windows Phone. To coś zowie się Blink Feed i jest niczym innym jak układem najczęściej wyświetlanych użytkownikowi informacji. Układem prezentowanym w formie kwadratów i prostokątów, układem znanym z chociażby świetnej aplikacji Flipboard, wreszcie układem przypominającym windowsowe kafelki.

Blink Feed agreguje w sobie to, co każdy z nas pragnie ujrzeć jak najszybciej. To, co każdy z nas ogląda na licznych widżetach. Jest usługą dowolnie konfigurowalną, ponadto z czasem stanie się jeszcze potężniejszą, kolejne serwisy będą bowiem z pewnością tu dochodzić, wielu programistów wykorzysta możliwości, jakie Blink Feed oferuje, by jeszcze bardziej ułatwić nam dostęp do poszukiwanych treści. Cechą charakterystyczną jest trwający zawsze w tym samym miejscu zegar z pogodynką (to już raczej znak firmowy od HTC) oraz kompletna dowolność w konfigurowaniu pozostałych elementów Blink Feed. Całość prezentuje się doskonale i oczami wyobraźni już widzę jak szybko można sprawdzić naprawdę wiele usług, serwisów i statusów natychmiast po przyciśnięciu klawisza blokady. Całość bardzo mi się podoba, jestem pod wrażeniem i szczerze gratuluję producentowi dostrzeżenia w jakim kierunku zmierza świat smartfonów.

HTC-One-Blink-Feed

Oczywiście nie znaczy to, że klasycznych pulpitów już nie ma. Owszem, wciąż są dostępne. Czuję jednak, że u wielu przyszłych użytkowników będą o wiele mniej wykorzystane, niż bywało to dotychczas, dzięki właśnie Blink Feed i uniwersalności tego ekranu.

Co ciekawe, HTC poszło za ciosem i wprowadziło kolejne zmiany do interfejsu urządzenia. Pod ekranem znajdziemy tylko dwa przyciski: Back i Home. Dłuższe przytrzymanie Home powoduje wywołanie Google Now, usługi, która wkrótce prawdopodobnie stanie się jedną z najważniejszych, jakie Google oferuje. A jak dostać się do menu uruchomionych aplikacji? Znowu przez Home, jednak klikając go dwukrotnie. HTC na szczęście zrezygnowało z wprowadzonego rok temu sposobu zamykania programów, nie pozostawiło jednak także tego domyślnego. Producent poszedł na całość i oferuje nowe menu uruchomionych aplikacji, wyświetlając ich aż dziewięć przy pomocy klasycznego układu 3×3. Świetny pomysł, bowiem w ten sposób widać po prostu więcej niż przy typowym dla Androida 4 i 4.1 widoku.

Przyznam się szczerze, że nie spodziewałem się po Tajwańczykach takiego pomysłu na promowanie kolejnego flagowca. Zwłaszcza, że wśród ich smartfonów z górnej półki można się powoli zacząć gubić – HTC One X, potem One X+, do tego jeszcze HTC Butterfly… Cóż, koniec z zastanawianiem się, od teraz rządzi HTC One. I rządzić będzie nie tylko ze względu na kosmiczną specyfikację (Full HD na ekranie 4.7 cala, Snapdragon 600, 2GB pamięci i tak dalej). W takim samym stopniu o klasie tego urządzenia świadczyć będzie jego przemyślany, dopracowany i rewelacyjnie dostosowany do dzisiejszych czasów interfejs. Jeśli HTC pozostanie tak odważne i zorientowane w trendach na dłużej, wróżę im szybki powrót na szczyt i zakończenie ciągnących się za nimi od dawna problemów. To się właśnie nazywa innowacja i wyjście na przeciw oczekiwaniom użytkowników. Chylę czoła.

Comments are closed.